Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 7.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Słowami rękę poruszasz jej, rękę,
Przy której wszelka białość atramentem,
Zapisującym własną swoją hańbę,
Przy której tknięciu szorstki puch łabędzi,
Jak dłoń oracza twarde każde czucie.
Ty mi to mówisz — mówisz tylko prawdę,
Gdy mówisz, że ją z całej duszy kocham;
Ale tak mówiąc, miast kropli balsamu,
Do ran miłości w sercu zakrwawionem
Nóż jeszcze wciskasz, co te rany zadał.
Pandarus.  Mówię tylko prawdę.
Troilus.  I to nie całą.
Pandarus.  Wierzaj mi, nie chcę się do tej sprawy mieszać. Niech sobie będzie, jak jest: jeśli piękna, tem lepiej dla niej; jeśli nie piękna, ma na to lekarstwo we własnych rękach.
Troilus.  Dobry Pandarze, co mówisz, dobry Pandarze?
Pandarus.  Na zapłatę wszystkich moich zachodów dostałem tylko kłopot. Źle sądzony przez nią, źle sądzony przez ciebie, biegałem od jednego do drugiej, lecz liche dzięki za fatygę.
Troilus.  Jakto? Gniewasz się, Pandarze, gniewasz się na mnie?
Pandarus.  Dlatego że to moja krewna, to nie jest tak piękna jak Helena; a gdyby nie była moją krewną, to byłaby tak piękną w piątek jak Helena w niedzielę. Ale czy ja dbam o to? Niech sobie będzie czarna jak murzynka, wszystko mi to jedno.
Troilus.  Alboż mówię, że nie jest piękną?
Pandarus.  Mów albo nie mów, nie troszczę się o to. Głupia, że za ojcem nie poszła. Niech sobie idzie do Greków; dam jej tę radę przy pierwszem widzeniu. Co do mnie, nie chcę się więcej do sprawy tej mieszać; nie myślę się nią zajmować.
Troilus.  Pandarze —
Pandarus.  Nie ja.
Troilus.  Słodki Pandarze —
Pandarus.  Proszę cię, nie mów do mnie więcej! Zostawię wszystko, jak znalazłem, i na tem koniec.

(Wychodzi. — Alarm).