Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   71   —

W moich uczuciach. (Wchodzi Wolumnia).
1 Patryc.  A będziesz tem większy.
Koryolan.  W myślach mych tylko to budzi niepokój,
Że moich uczuć nm nie dzieli matka,
Ona, co wprzódy zwykła ich nazywać
Wełnistą trzodą nikczemnych wasali,
Bandą stworzoną na kupno i sprzedaż,
Z odkrytą głową stać na zgromadzeniach,
Ziewać i gęby z podziwu rozdziawiać,
Kiedy wymowny mąż mojego stanu
Prawił o wojnie albo o pokoju. (Do Wolumnii).
O tobie mówię. Matko, czemu pragniesz,
Bym się pokazał dziś umiarkowanym?
Czy chcesz, bym kłamstwo naturze mej zadał?
Mów raczej, żebym został tem czem jestem.
Wolumnia.  Synu, mój synu, pragnęłam gorąco,
Ażebyś wcześniej do władzy był przyszedł,
Nim ją zużyłeś.
Koryolan.  Mniejsza o to, matko.
Wolumnia.  Mogłeś być, synu, mężem jakim jesteś,
Gdybyś nim pragnął być mniej uporczywie.
Mniejbyś oporu w twych zamiarach znalazł,
Gdybyś im swoich nie odsłonił myśli,
Zanim szkodzenia możność im odjąłeś.
Koryolan.  Niech wiszą, łotry!
Wolumnia.  Niech na stosie spłoną!

(Wchodzą: Meneniusz i Senatorowie).

Menen.  Byłeś za szorstki, tak, trochę za szorstki;
Musisz pójść do nich i rzecz tę naprawić.
1 Senator.  Niema innego lekarstwa, inaczej
Gród się nasz piękny roztrzaska na dwoje
I w gruzach legnie.
Wolumnia.  Usłuchaj ich rady.
Moje jak twoje serce nieugięte,
Lecz rozum radzi wstrzymać gniewu popęd,
Gdy tej ofiary wielki cel wymaga.
Menen.  Przedziwna rada, szlachetna niewiasto.
Gdyby choroba czasu nie radziła