Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   59   —



AKT TRZECI.
SCENA I.
Ulica w Rzymie.
(Przy odgłosie trąb wchodzą: Koryolan, Meneniusz, Kominiusz Tytus Larcyusz, Senatorowie i Patrycyuze).

Koryolan.  Tak więc Aufidyusz znowu podniósł głowę?
Larcyusz.  To powód dało, żeśmy tak pochopnie
Zawarli traktat.
Koryolan.  Więc, jak wprzód, Wolskowie
Będą przy pierwszej mogli sposobności
Rzucić się na nas.
Kominiusz.  Tak są wycieńczeni,
Ze trudno myśleć, by za naszych czasów
Dość mieli serca chorągwie rozwinąć.
Koryolan.  Czy Aufidyusza widziałeś?
Larcyusz.  Był u mnie
Z żelaznym listem i Wolsko w przeklinał,
Że tak nikczemnie, że z taką łatwością
Wydali miasto. Do Ancyum się schronił.
Koryolan.  Czy mówił o mnie?
Larcyusz.  Długo.
Koryolan.  W jakiej myśli?
Larcyusz.  Że często z tobą miecz na miecz się mierzył,
Że niema rzeczy na szerokiej ziemi,
Którąby bardziej niż tobą się brzydził,
Że dałby wszystko co ma na stracenie,
Byle się twoim uznać mógł zwycięzcą.
Koryolan.  I osiadł w Ancyum?
Larcyusz.  W Ancyum.
Koryolan.  Jakże pragnę
Znaleźć przyczyny, aby się tam udać
I stawić czoło jego nienawiści!
(Do Larcyusza). Witaj z powrotem!

(Wchodzą: Sycynius i Brutus).