Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   34   —

Więc sam wybieraj.
Marcyusz.  Dziękuję ci, wodzu,
Lecz nie mam serca brać jurgielt mej szabli;
Nie chcę zapłaty i na tem przestaję,
Co mi z równego wypadnie podziału
Pomiędzy wszystkich walce tej przytomnych.

(Długi odgłos trąb i bębnów. Wszyscy wołają: Marcyusz! Marcyusz! rzucają do góry hełmy i dzidy. Kominiusz i Larcyusz z odkrytemi głowami).

Bodaj na zawsze swój głos utraciły
Te instrumenta, które bezcześcicie!
Czy chcecie bębny w pochlebców przemienić?
Zostawcie dworom fałszywe poklaski,
Gdzie stal mięknieje jak gnuśnika jedwab.
Dla nas, niech bębny hasłem boju będą!
Dość tego, mówię! Bo żem krwi nie omył,
Co mi się z nosa puściła, żem w boju
Powalił kilku schorzałych biedaków,
Jak z was niejeden, choć niepostrzeżony,
Tak przesadzonym witacie mnie krzykiem,
Jakgdybym pragnął liche me zasługi
Karmić pochwałą kłamstwem zaprawioną.
Kominiusz.  Zbyt jesteś skromny; dla dobrej twej sławy
Surowszy, niźli wdzięczny dla nas za to,
Co ze szczerego dajemy ci serca.
Jeśli na siebie sam powstawać będziesz,
Zwiążem cię, jak się krępuje szaleńca,
Co się na własną swoją uwziął krzywdę,
Aby bezpiecznie z tobą rozumować.
Niech więc wiadome ziemi całej będzie,
Że Kajusz Marcyusz wojny tej ma wieniec,
A na świadectwo, daję mu z przyborem
Rumaka w całym znanego obozie;
Odtąd, w nagrodę czynów dokonanych
Z taką dzielnością pod Koryolami,
Dajmy mu imię, przy legii okrzykach:
Kajusz Marcyusz Koryolanus!
Bodaj je długo dla chwały swej nosił!