Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   29   —

Złożyć wam mogły dziękczynne ofiary!
Jakie nowiny?
Posłaniec.  Armia Koryolów
Z bram wystąpiła i stoczyła bitwę.
Gdym się oddalał, widziałem, jak nasi
Do swych okopów musieli się cofać.
Kominiusz.  Choć mówisz prawdę, słowa mi się twoje
Kłamstwem wydają. Kiedy się to stało?
Posłaniec.  Przeszło godzina.
Kominiusz.  A mili stąd niema.
Chwila jest temu, bębny ich słyszałem,
Jakżeś mógł stracić godzinę na milę,
I wiadomości przynieść tak spóźnione?
Posłaniec.  W pogoń się za mną puścił oddział Wolsków
Musiałem jakie trzy mile kołować,
Inaczej byłbym tu od pół godziny.

(Wchodzi Marcyusz).

Kominiusz.  Któż to, co zda się ze skóry odarty?
Bogowie! rysy Marcyusza poznaję.
Nie raz to pierwszy w tym widzę go stanie.
Marcyusz.  Czy już za późno?
Kominiusz.  Nie lepiej bębenek
Rozróżnia pasterz od piorunów grzmotu,
Jak ja głos jego od głosu mniej zacnych.
Marcyusz.  Czy już za późno przybywam?
Kominiusz.  Za późno,
Jeśliś się swoją, nie wrogów krwią zbroczył.
Marcyusz.  Niech cię uściskam ramieniem tak silnem,
Jak było silne w dniu moich zalotów,
Sercem tak pełnem, jak gdy w dniu wesela,
W blasku pochodni, szedłem do łożnicy.
Kominiusz.  Kwiecie rycerzy, co nasz Larcyusz robi?
Marcyusz.  Pisze rozkazy, wydaje wyroki,
Na śmierć skazuje, albo na wygnanie,
Bierze okupy, przebacza lub grozi,
W imieniu Rzymu Koryole trzyma,
Jak łaszącego się na smyczy charta,
Którego może spuścić wedle woli.