Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   18   —

Posłaniec.  Wolskowie znów się do oręża wzięli.
Marcyusz.  Tem lepiej; będzie niebawem sposobność
Pozbyć się trochy spleśniałej hałastry.
Lecz widzę nasza zbliża się starszyzna.

(Wchodzą: Korniniusz, Tytus Larcyusz i inni Senatorowie; Juniusz Brutus i Sycyniusz Welutus).

1 Senator.  Prawdą jest, oo nam mówiłeś niedawno:
Wolskowie grożą nam.
Marcyusz.  A ich dowódca,
Tullus Aufidiusz, da się wam we znaki.
Grzeszę, zazdroszcząc jego szlachetności,
Lecz gdybym nie był kim jestem, jedynie
Nim chciałbym zostać.
Kominiusz.  Już się z nim mierzyłeś.
Marcyusz.  Gdyby się starły dwie świata połowy,
On ze mną trzymał, jabym rokosz podniósł
Dlatego tylko, by wojnę z nim toczyć;
Lew to, więc z dumą’ na niego poluję.
1 Senator.  Pociągniesz na tę wojnę z Kominiuszem.
Kominiusz.  Wszak mam już na to twoje przyrzeczenie.
Marcyusz.  Wierny mu będę. Tytusie Larcyuszu,
Twarz w twarz z Tullusem raz ujrzysz mnie jeszcze.
Chcesz się usunąć? Czy tknął cię paraliż?
Larcyusz.  O nie! na jednej przód oprę się kuli,
By drugą walczyć, nim zostanę w tyle
W tej ważnej sprawie.
Menen.  O szlachetna duszo!
1 Senator.  Do Kapitolu idźmy teraz społem,
Tam już czekają na nas przyjaciele.
Larcyusz.  Prowadź nas! idź z nim, zacny Kominiuszu,
Nam zaś przystoi w wasze śpieszyć ślady.
Obaście godni, by drugim przywodzić.
Kominiusz.  Dzielny Marcyuszu!
1 Senator  (do Obywateli).A wy, precz do domów!
Marcyusz.  Nie, pozwól raczej, niech za nami idą;
U Wolsków zboża nie brak, niech te szczury
Śpieszą tam, niech się w spichlerze ich wgryzą.
Tak jest, dostojni rokoszanie, dzisiaj