Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   189   —

I na upadek od dawna zasłużył.
Z moich zdobyczy chętnie część mu daję,
Lecz żądam, żeby i on z swych podbojów
Część mi należną w Armenii wydzielił.
Mecenas.  Antoniusz nigdy na to się nie zgodzi.
Cezar.  I mnie też będzie wolno nie ustąpić.

(Wchodzi Oktawia).

Oktawia.  Witaj, Cezarze, bracie mój i panie!
Cezar.  I ja cię muszę odepchniętą widzieć!
Oktawia.  Nie, żadnych nie masz do tego powodów.
Cezar.  Czemuż znienacka, jak złodziej, przybywasz
Nie tak Cezara podróżuje siostra,
A Antoniusza małżonki orszakiem
Armie być winny, przybycie jej, zdała,
Rżenie tysiąca koni zapowiadać;
Naddrożne drzewa dźwigać tłum ciekawy,
Twarz jej w przelocie pragnący zobaczyć;
Do nieba winny kłęby lecieć pyłu
Z pod stóp mnogiego straży twej zastępu;
A ty przybywasz jak na targ przekupka,
Ty nie pozwalasz, abym dal ci jawnie
Dowody uczuć, których zaniedbanie
Grobem jest często wzajemnej miłości.
Na twe spotkanie wojska me i floty
Wyszłyby ze mną, i za każdym krokiem
Pozdrowień naszych rosłaby potęga.
Oktawia.  Dobry mój bracie, jeśli tak przybywam,
To nie przymusu, lecz skutkiem mej woli.
Mąż mój Antoniusz z boleścią mi mówił,
Że się do nowej gotujesz z nim wojny;
Jam go błagała, żeby mi pozwolił
Do Rzymu wrócić.
Cezar.  On chętnie cię puścił,
Boś mu zawadą rozpust jego była.
Oktawia.  O, nie mów tego!
Cezar.  Mam na niego oko;
Spraw jego wieści wiatry mi przynoszą.
Gdzie on jest teraz?