Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   182   —

Agryppa.  Obu ich kocha.
Enobarb.  On jest ich chrabąszczem,
A oni skrzydeł jego pochewkami. (Odgłos trąb).
To znak odjazdu. Żegnam cię, Agryppo!
Agryppa.  Niech ci Bóg szczęści, waleczny żołnierzu!

(Wchodzą: Cezar, Antoniusz, Lepidus i Oktuwia).

Antoniusz.  Nie dalej, bracie, tu się pożegnamy.
Cezar.  Zabierasz z sobą lepszą mnie połowę,
W niej mnie bądź dobrym. — Ty, siostro, bądź żoną,
Jaką cię w mojej widzę wyobraźni,
Za jaką ręczyć mu jestem gotowy. —
Dołóż starania, dzielny Antoniuszu,
By ten wzór cnoty, który między nami
Ma być cementem, w taran się nie zmienił,
Naszej miłości twierdzy nie rozwalił.
Byłoby lepiej dla naszej przyjaźni
Kochać się wzajem bez tej pośredniczki,
Jeśli nie będzie obu równie drogą.
Antoniusz.  Nie krzywdź mnie, proszę, twoją nieufnością.
Cezar.  Skończyłem.
Antoniusz.  Mimo twej podejrzliwości,
Nigdy najmniejszych nie znajdziesz powodów,
Zdolnych potwierdzić twoją dziś obawę. —
Niech cię bogowie trzymają w swej pieczy
I Rzymian serca do twych nagną celów!
Bądź zdrów!
Cezar.  Bądź zdrowa, droga moja siostro!
Wszystkie żywioły niech ci wiernie służą,
Niech cię szczęśliwie prowadzą! Bądź zdrowa!
Oktawia.  Szlachetny bracie!
Antoniusz.  Kwiecień jest w jej oku,
To jest miłości wiosna, to są deszcze,
Które jej piękny kwiat zapowiadają.
Pociesz się, droga!
Oktawia.  Mój bracie, bądź zawsze
Dla domu męża mojego przychylny,
I —
Cezar.  Co chcesz mówić?