Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 6.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   167   —

Odjęła śmiechem, by ją w nocy śmiechem
Wrócić mu znowu; następnego rana
Upojonego posiałam do łóżka,
Skryłam go w fałdach płaszczy mych i sukni,
A przypasałam jego miecz z Filippi.

(Wchodzi Posłaniec).

Ha! z Włoch przybywasz? Siej błogie nowiny
W mojem tak długi czas niepłodnem uchu!
Posłaniec.  O pani, pani!
Kleopatra.  Co? Umarł Antoni?
Jeśli tak powiesz, panią twą zabiłeś;
Jeśli doniesiesz, że zdrów jest i wolny,
Zabierz to złoto. Widzisz na tej ręce
Niebieskie żyłki? możesz je całować,
A król ich żaden nie dotknął ustami,
Żeby nie zadrżał.
Posłaniec.  Dobrze mu się dzieje.
Kleopatra.  Weź to w dodatku — ale jest zwyczajem
Mówić o zmarłych: dobrze im się dzieje.
Jeśli twe słowa w takiej były myśli,
Wszystko to złoto każę w ogniu stopić
I wdać stopione w gardło twe przeklęte.
Posłaniec.  Słuchaj mnie, pani.
Kleopatra.  Słucham, lecz w twej twarzy
Złego coś czytam; bo jeśli Antoni
Zdrów jest i wolny, skąd tak kwaśna mina,
Aby tak słodką przynieść mi wiadomość?
A jeśli chory, czemu nie przychodzisz
Jak furye piekieł, z wężami na głowie?
Posłaniec.  Czyli mnie raczysz wysłuchać, królowo?
Kleopatra.  Mam bić cię chętkę, nim usta otworzysz.
Lecz jeśli powiesz, że Antoni żyje,
Że zdrów jest, że jest w przyjaźni z Cezarem,
Za takie słowa deszcz złota, grad pereł
Spuszczę na ciebie.
Posłaniec.  Zdrów jest.
Kleopatra.  Drogie słowa!
Posłaniec.  I żyje w dobrej z Cezarem przyjaźni.