Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jak stoi teraz bój z buntownikami.
Malcolm.   To sierżant, który z lwią odwagą walczył,
Aby mię wyrwać z rąk nieprzyjaciela.
Witaj, kolego! Opowiedz królowi,
Jak się ważyły losy wojujących,
Kiedy plac bitwy ranny opuszczałeś.
Żołnierz.   Zwycięstwo, królu, wahało się jeszcze,
Armie podobne dwom były pływakom,
Co się chwytając śmiertelnym uściskiem,
Daremnią całą sztuki swojej biegłość.
Srogi Macdonwald (wart być buntownikiem,
Tak wszystkie ludzkiej natury sprosności
Do jego podłej zleciały się duszy)
Przyzwał do siebie z zachodnich wysp Kernów[1]
I Galloglasów[2], a zmienna fortuna
Do buntownika uśmiechać się zdała,
Jakby chcąc jego nałożnicą zostać.
Wszystko daremno, bo Macbeth waleczny,
(Nikt na tę nazwę lepiej nie zasłużył)
Gardząc fortuną, z dobytym orężem,
Który się dymił krwią nieprzyjaciela,
Chwały kochanek, do tego nędznika
Drogę wyrąbał, nie ścisnął mu ręki,
Ni go pożegnał, dopóki mu wprzódy
Czaszki po samą nie rozpłatał szczękę,
Głowy na naszych nie zawiesił blankach.
Król Dunc.  Dzielny szlachcicu! waleczny kuzynie!
Żołnierz.  Jak nieraz z strony, z której wstaje słońce,
Wybiega chmura gromami brzemienna,
Tak nam ze źródła spodziewanych zwycięstw
Niebezpieczeństwo wytrysnęło nowe.
Słuchaj mnie tylko, królu Szkocyi, słuchaj!
Zaledwo męstwem wsparta sprawiedliwość
Z placu potyczki zniosła Kernów śmiecie,
Gdy król norwegski, który na nas czyhał,

  1. Lekka piechota irlandzka.
  2. Ciężko zbrojna piechota.