Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 5.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Który pogardy wytykają dłonie
Swoim leniwym a szyderczym palcem —
Ale to nawet, i tobym wycierpiał!
Lecz być wygnanym z świątyni, gdziem złożył
Serce me całe, której tak mi trzeba,
Że bez niej chwili jednej żyć nie mogę;
Źródło to stracić, bez którego strumień
Mego żywota albo do dna wyschnie,
Lub się w kałużę zmieni, gdzie plugawe
Płodzą się żaby — spojrzyj, cierpliwości,
Ty cherubinie z różanemi usty,
A na ten widok na twojem obliczu
Uśmiech na wściekłość zmieni się piekielną!
Desdem.  Tuszę, mój mężu, że w cnotę mą wierzysz.
Otello.  Tak, jak w much letnich, co ledwo wylęgłe,
A już się płodzą. — O ty jasny kwiecie,
Tak wdzięczny, piękny i tak słodkiej woni,
Że wszystkie zmysły mdleją odurzone,
Bodajeś nigdy był się nie urodził!
Desdem.  Jakąż nieznaną popełniłam zbrodnię?
Otello.  Na toż stworzony był ten piękny papier,
By napisano na nim: nierządnica!
Coś popełniła? Ty, ty wszetecznico!
Licabym moje na kuźnię przemienił,
A skromność moją na węgiel w niej spalił,
Gdybym chciał twoje czyny rozpowiadać.
Coś popełniła? Na czyny twe niebo,
Nos swój zatyka, księżyc oczy mruży;
Rozpustny wietrzyk, co wszystko całuje,
Chowa się z wstydu wśród ziemskich przepaści,
Słuchać ich nie chcąc! Ha, coś popełniła?
Ty nierządnico bezczelna!
Desdem.  Otello,
Krzywdzisz mnie!
Otello.  Toś więc nie jest nierządnicą?
Desdem.  O nie, nie, mężu, jakem chrześcijanka!
Jeżeli ciała tego strzedz dla ciebie
Od wszelkich dotknięć nieprawych, występnych,