Dojrzę porządku.
Otello. Jago jest uczciwy.
Kassyo, dobranoc! Jutro o świtaniu
Mam z tobą mówić. Chodź, moja pieszczotko!
Kto pole kupił, rachuje na żniwa:
A dzisiaj owoc i dla mnie dojrzewa.
Dobranoc!
Kassyo. Witaj, Jago! Musimy śpieszyć na odwach.
Jago. Nic śpiesznego, poruczniku, jeszcze niema dziesiątej. Nasz generał odprawił nas tak wcześnie z miłości dla Desdemony; nie ganię go jednak; toć on nie przebaraszkował z nią ani jednej nocy, a to kąsek godny Jowisza.
Kassyo. Prawda, że zachwycająca to kobieta.
Jago. I, ręczę, pełna krotofilności.
Kassyo. Prawda, że to najświeższe, najpiękniejsze stworzenie.
Jago. A co za oko! Zdaje się, że ciągle wyzywa do boju.
Kassyo. Ponętne spojrzenie, a jednak, zda mi się, tak skromne!
Jago. A kiedy mówi, czybyś nie powiedział, że miłość na gwałt dzwoni?
Kassyo. O prawda, prawda, to żywa doskonałość!
Jago. A więc szczęście ich prześcieradłom! A teraz chodźmy, poruczniku, znajdziemy u mnie buteleczkę wina i czekających na nas parę cypryjskich chwatów, którzy chętnie wytrząsną miarkę za zdrowie czarnego Otella.
Kassyo. Nie tej nocy, dobry Jago. Mam nieszczęśliwą, słabą głowę do kieliszka. Pragnąłbym, żeby jaki polityk wynalazł inny sposób objawienia koleżeńskiej serdeczności.
Jago. O, to nasi przyjaciele! Tylko kubek. Będę pił za ciebie.
Kassyo. Tej nocy wychyliłem tylko szklankę i to napół z wodą, a patrz, jaka już we mnie zmiana. Nieszczęśliwa to słabość, nie chcę tej głowy nową dolewką przeciążać.
Jago. A to co znowu, człowieku! Toć to przecie noc hulanki, nasze chwaty życzą sobie tego gorąco.