Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   80   —

Razem z Hamletem do Anglii ruszycie,
Naszego bowiem państwa bezpieczeństwo
Zbyt zagrożone przypadków nawałem,
Które co chwila jego szał sprowadza.
Gildenst.  Za chwilę, królu, będziemy gotowi.
Jest to pobożna i święta troskliwość
Czuwać nad losem tysiąca poddanych,
Żyjących życiem królewskiej osoby.
Rozenkr.  Jest i prywatnych osób powinnością
Strzedz się od krzywdy całą myśli zbroją,
A tem jest większą dla osób dostojnych,
Od których tchnienia zawisło jest życie
Mnogiego tłumu. Król nie sam umiera,
Ale jak otchłań w swój wir wszystko ciągnie:
Jest on potężnem kołem na gór szczycie,
A do olbrzymich sprych jego przykute
Podrzędnych istnień jest dziesięć tysięcy;
Gdy koło pęknie, wszystkie te ułomki
Lecą z niem razem w chaotyczny zamęt.
Nigdy monarcha nie wzdycha samotnie,
Lecz całej ziemi jęk mu towarzyszy.
Król.  Bądźcie gotowi do śpiesznej podróży,
Bo naszą wolą jest położyć pęta
Trwodze, dziś wolną szalejącej nogą.
Roz. i Gild.  Będziem się śpieszyć. (Wychodzą. — Wchodzi Polonius).
Polonius.  W tej chwili, mój królu,
Hamlet pośpieszył do komnaty matki.
Żeby podsłuchać cały ciąg rozmowy,
Idę natychmiast skryć się za obicie.
Wiem, że surowych słów mu nie oszczędzi;
Lecz, jak mówiłeś, a mówiłeś mądrze,
Potrzebny drugi słuchacz oprócz matki,
Której sąd, prawem natury, stronniczy,
Aby kosztowne zebrać mógł wyznania.
Żegnam cię, królu, a nim pójdziesz spocząć,
Przyjdę ci donieść wszystko, co odkryję.
Król.  Dobry mój panie, dziękuję i żegnam.

(Wychodzi Polonius).