Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   237   —

Regan.  Ale czy nigdy brata mego drogi
Na zabronione nie znalazłeś miejsce?
Edmund.  Mylisz się, pani.
Regan.  Wszystko mi się zdaje,
Że się tak wasze połączyły piersi,
Iż ona twoją, a ty jej połową.
Edmund.  Nie, pani, przeczę temu, na mój honor!
Regan.  Od dziś na zawsze zniesc jej nie potrafię.
Mój drogi, nie bądź tak z nią poufały!
Edmund.  Nie troszcz się, pani. Ona, z swym małżonkiem —

(Wchodzą: Albany, Goneril i Wojsko).

Goneril  (na str.). Wolę tę bitwę przegrać niźli widzieć,
Że go ode mnie siostra ma oderwie.
Albany.  Kochana siostro, szczęśliwe spotkanie.
Król, jak słyszałem, z córką się połączył,
Z nim wielu panów, których oburzyła
Zbyteczna rządu naszego surowość.
Nie miałem nigdy serca, gdzie nie było
Uczciwej sprawy, i w obecnej wojnie
Dobyłem szabli tylko na Francuza,
A nie na króla, ni jego przyjaciół,
Których, jak myślę, zbyt słuszne powody
Do podniesienia buntu przymusiły.
Edmund.  Szlachetne słowa!
Regan.  Po co te rozprawy?
Goneril.  Połączmy siły na nieprzyjaciela.
O osobistych, prywatnych rozterkach
Nie teraz pora właściwa rozmyślać.
Albany.  Idźmy o planie bitwy się naradzić
Z posiwiałymi w wojnie rycerzami.
Edmund.  W waszym namiocie stawię się za chwilę.
Regan.  Chodź z nami, siostro.
Goneril.  Nie.
Regan.  Chodź proszę, z nami,
Rzecz to konieczna.
Goneril  (na str.).Odkryłam zagadkę!
(Głośno). Idę.

(Gdy się chcą oddalić, wchodzi Edgar przebrany).