Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   235   —

Śpilki tej ostrze. Jakbym o mym stanie
Chciał się zapewnić!
Kordelia.  O panie, spojrz na mnie,
I podnieś rękę, by mi błogosławić!
Nie, nie, nie klękaj!
Król Lear.  Proszę, nie szydź ze mnie,
Wszakci ja stary i biedny gaduła!
Osiem krzyżyków z górą, ni godziny
Mniej albo więcej, a mówiąc ci szczerze,
Myślę, żem trochę na umyśle chory.
Myślę, że znam cię i tego człowieka,
A jednak wątpię, nie wiem bowiem wcale
Gdzie jestem; darmo chcę sobie przypomnieć,
Skąd mam tę odzież; nie pamiętam także,
Jak, gdzie ostatnią noc tę przepędziłem.
Nie śmiej się ze mnie, ale, jakem człowiek,
Zda mi się, że to córka ma Kordelia.
Kordelia.  To ona, ona!
Król Lear.  Czy mokre łzy twoje?
Mokre, zaprawdę. O proszę cię, nie płacz
Jeśli masz dla mnie truciznę, wypiję.
Że mnie nie kochasz, wiem, bo twoje siostry,
Ile pamiętam, ciężko mnie skrzywdziły.
Ty masz powody, one ich nie miały.
Kordelia.  Żadnych, o żadnych!
Król Lear.  Czy jestem we Francyi?
Kordelia.  W własnem królestwie.
Król Lear.  Nie rodźcie mnie tylko.
Doktor.  Bądź dobrej myśli, pani; wielka wściekłość
Przeszła, jak widzisz; lecz jest niebezpiecznie
Na myśl ubiegłe przywodzić mu czasy.
Proś, niechaj wejdzie; zostaw go w pokoju,
Póki wszystkiego czas nie ułagodzi.
Kordelia.  Wejdź, panie.
Król Lear.  Przebacz, bądź wyrozumiałą,
Zapomnij! jestem starzec zdziecinniały.

(Wychodzą: Lear, Kordelia, Doktor i Służba).