Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   217   —

Oswald.  Książę się zbliża. (Wychodzi. — Wchodzi Albany).
Goneril.  Wartam była świstu[1].
Albany.  Nie jesteś warta pyłu, o Goneril,
Który wiatr miota na twoje oblicze!
Twój mnie charakter straszy, bo natura,
Która swym własnym pogardziła szczepem,
Trudno, by w pewnych trzymała się karbach.
Gałąź rodzimy sok odpychająca,
Masi uwiędnąć i śmierci dojść kresów.
Goneril.  Skończ, bo nie mądry tekst twego kazania!
Albany.  Mądrość i dobroć podłe są dla podłych;
Zgnilizna tylko smakuje w gniliźnie.
Co wy zrobiły, tygrzyce nie córki?
Wy ojca, starca pełnego dobroci,
Którego stopy i niedźwiedźby lizał,
Wy do szaleństwa przywiodły, wyrodne!
Jak mógł pozwolić na to brat mój, książę,
Dobrodziejstwami jego obsypany?
Jeżeli niebo nie ześle na ziemię
Widomych duchów, by grzechy te pomścić,
To przyjdą czasy, w których ludzie wzajem
Jak mórz potwory będą się pożerać!
Goneril.  Z mleka jest twoja wątroba, człowieku.
Sam swe policzki na ciosy podstawiasz,
I nie masz oczu, byś zdołał rozróżnić
Honor od hańby. Nie, ty tego nie wiesz,
Że tylko głupcy czują w sercu litość
Dla tych nędzników, co przyjmują chłostę,
Zanim się jeszcze złego dopuścili!
Gdzie twoje bębny? Francuz już rozwinął
Na tej spokojnej wyspie swe chorągwie;
Zbójca ci grozi hełmu swego piórem,
A ty, pobożny głupcze, cicho siedzisz
I płacząc pytasz, czemu on to robi?
Albany.  Spojrzyj na siebie, okrutna dyablico,

  1. Aluzya do przysłowia: Zły to pies, który nie wart świstu..