Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   214   —

Starzec.  Kto tam?
Edgar  (na str.).O bogi, kto może powiedzieć:
Teraz już ze mną nie może być gorzej?
Mnie teraz gorzej, niźli było kiedy.
Starzec.  To biedny Tomek.
Edgar  (na str.).A może być gorzej.
Nie jest najgorzej, póki możem mówić:
To jest najgorzej.
Starzec.  Gdzie idziesz, kamracie?
Gloucest.  Czy to jest żebrak?
Starzec.  Żebrak i szalony.
Gloucest.  Ma trochę zmysłu, skoro żebrać może.
Widziałem jemu podobne stworzenie
W ostatniej burzy; człowiek jest robakiem,
Wyrzekłem w duchu; syn na myśl mi przyszedł,
Choć myśl ma wtedy nie była mu skłonną.
Wiele się rzeczy później dowiedziałem.
Jesteśmy bogom, czem są muchy dzieciom,
I dla zabawy swej nas zabijają.
Edgar  (na str.). Co tutaj począć, liche to rzemiosło
W obliczu smutku udawać szaleństwo,
I siebie dręczyć i drugich zasmucać.
(Głośno). Witam cię, panie!
Gloucest.  Czy to nagi żebrak?
Starzec.  To on.
Gloucest.  Idź. Jeśli zechcesz nas dogonić
O jaką milę na drodze do Dover,
Przez pamięć starej uczyń to przyjaźni,
Przynieś odziewek dla tego łazarza,
A on tymczasem na mą będzie prośbę
Mym przewodnikiem.
Starzec.  Panie, on szalony.
Gloucest.  Czasów to naszych klątwa, że ślepego
Wiedzie szalony. Żrób, o co cię proszę,
Albo zrób raczej, co ci się podoba,
Oddal się tylko.
Starzec.  Co mam najlepszego
Chętnie przyniosę, niech się co chce stanie. (Wychodzi).