Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   204   —

A bić robactwo.
Król Lear.  Pragnąłbym na stronie
Jeszcze ci jedno postawić pytanie.
Kent.  Nalegaj, lordzie, aby poszedł z tobą,
Bo rozum jego zaczyna się mącić.
Gloucest.  Któżby go ganił? Własne jego córki
Chcą jego śmierci. Ach, ten Kent uczciwy!
On nam to wróżył. O, biedny wygnaniec!
Król traci rozum, mówisz, przyjacielu,
I ja ci wyznam, żem prawie oszalał.
I jam miał syna, dziś go się wyrzekłem;
Na moje życie godził on niedawno,
Bardzo niedawno. Ja go tak kochałem!
Nigdy syn ojcu swemu nie był droższy.
Zeby ci prawdę wyznać, przyjacielu, (ciągle burza).
Żal mnie obłąkał. — Co za noc okrutna!
Błagam cię. panie —
Kroi Lear.  Z waszem pozwoleniem,
Bądź towarzyszem moim, filozofie.
Edgar.  Tomkowi zimno!
Gloucest.  Schroń się do tej chaty,
A tam ogrzejesz nagie twoje ciało.
Król Lear.  Idźmy tam wszyscy.
Kent.  Tędy.
Król Lear.  Lecz z nim razem;
Nie chcę opuścić mego filozofa.
Kent.  Ustąp mu, panie; niech go z sobą weźmie.
Gloucest.  Niech i tak będzie.
Kent.  No, dalej, idź z nami!
Król Lear.  Chodź, Ateńczyku zacny.
Gloucest.  Teraz cicho,
I ani słowa więcej, ani słowa!
Edgar.  Sir Roland przed czarną zatrzymał się wieżą
I krzyknął: Fe, cóż to i cóż się tu stało?
Wszak ci ja tu czuję Bretona krew świeżą.

(Wychodzą).