Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   188   —

Z jaką wyrodną złością — o Regano!
Regan.  Cierpliwość, panie! zdaje mi się bowiem,
Żeś jej wartości łatwiej mógł nie poznać,
Niż nie dopełnić ona powinności.
Król Lear.  Jak to rozumiesz?
Regan.  Sądzę, że ma siostra
Niezdolna zgwałcić swoich obowiązków.
Jeśli przypadkiem położyła tamę
Wrzaskliwej twego orszaku rozpuście,
Tak słuszne miała do tego powody,
Że od wszelkiego wolną jest zarzutu.
Król Lear.  Niech Bóg ją skarze!
Regan.  Panie, jesteś stary;
Natura w tobie kresów swych dobiega,
Czas byłby dać się kierować rozumom,
Lepiej od ciebie stan twój pojmującym.
A więc cię proszę, wróć do naszej siostry,
Wyznaj otwarcie, że ją obraziłeś.
Król Lear.  Co? Więc ją prosić mam o przebaczenie?
Zważ, jak to godne ust ojcowskich słowa:
„Wyznaję, droga córko, żem jest stary;
Starość nie radość; błagam na kolanach,
Racz mi dać pokarm, ubranie i łoże“!
Regan.  Dość tego! są to żarty nieprzystojne;
Wróć do mej siostry!
Król Lear.  Nie, nigdy, Regano!
Pół mi mojego odjęła orszaku,
Z gniewnem spojrzeniem serce mi przeszyła
Od żądła żmii zjadliwszym językiem.
Niech niebios zemsta wszystkie swe pioruny
Wyrzuci na nią! Zatrute powietrze
W młode jej kości niech powieje niemoc!
Cornwall.  Fe, wstydź się, panie!
Król Lear.  Lotne błyskawice,
Zgaście swym ogniem wzrok jej pogardliwy!
Zniszczcie jej piękność, wyziewy bagniste,
Wyssane ogniem potężnego słońca!
Regan.  Ach, dobry Boże! te same przekleństwa