Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   181   —

nie podobał. Wiem, panie, że nie jestem pochlebcą; ten, który cię oszukał udanym tonem szczerości, był hultajem, którym, co do mnie, być nie chcę, choćby mnie do tego zachęcała nadzieja ułagodzenia twojego gniewu, milordzie.

Cornwall.  Czem go skrzywdziłeś?
Oswald.  Nie skrzywdziłem wcale.
Król, a pan jego, żle myśl mą tłómacząc,
Niedawno rękę podniósł na mnie w gniewie,
A on, by panu swojemu pochlebić,
Podstępem z nóg mnie powalił na ziemię,
Obalonego z szyderstwem pokrzywdził,
I tyle swojem junactwem dokazał,
Że pochwałami swemi król obsypał
Gwałt, na bezbronnym spełniony człowieku.
Zapewne pamięć tej jego dzielności
I tu mu dobyć kazała oręża.
Kent.  Każdy z tych łotrów tchórzliwych językiem
Na tchórza zmieni samego Ajaxa.
Cornwall.  Przynieście dyby! Stary ty hultaju,
Sędziwy śmiałku! my cię nauczymy —
Kent.  Za stary jestem, panie, do nauki.
Daj pokój dybom; ja, królewski sługa,
Na króla rozkaz do ciebie przybywam;
Byłoby znakiem zbyt wielkiej pogardy
Dla pana mego dostojnej osoby,
Złośliwie w dyby kuć jego posłańca.
Cornwall.  Przynieście dyby! Na honor przysięgam,
Że do południa musi w nich wysiedzieć.
Regan.  Co, do południa? Do nocy, milordzie,
I przez noc nawet.
Kent.  Gdybym psem był tylko
Twojego ojca, nie powinnaś, pani,
Tak mnie traktować!
Regan.  Ale tak traktuję
Jego pachołków.
Cornwall.  To jeden z paniczów,
O których nasza siostra nam donosi.