Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 4.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   148   —

Król Lear.  Nic?
Kordelia.  Nic, ojcze.
Król Lear.  Z niczego nic rośnie.
Przemów raz jeszcze.
Kordelia.  Ach, ja nieszczęśliwa,
Nie mogę serca mego do ust podnieść!
Kocham cię, panie, jak powinność każe,
Ni mniej, ni więcej.
Król Lear.  Popraw twoje słowa,
Jeżeli nie chcesz twej popsuć fortuny!
Kordelia.  Dałeś mi życie, ojcze, wychowałeś,
Kochałeś, za te wszystkie dobrodziejstwa
Czczę cię i kocham, jestem ci posłuszną.
Czemuż pojęły siostry moje mężów,
Jeżeli ciebie jedynie kochają?
Być może, jeśli oddam komu rękę,
Że, z moją ręką, mąż uniesie razem
Mych powinności i względów połowę,
Bo nigdy męża, jak siostry, nie wezmę,
Ażeby tylko mego ojca kochać.
Król Lear.  Z serca to mówisz?
Kordelia.  Tak jest, dobry panie.
Król Lear.  Tak młoda, a tak zimna i nieczuła!
Kordelia.  Tak młoda, królu, a szczera.
Król Lear.  Więc dobrze,
Niech twoja szczerość twym będzie posagiem,
Bo na to jasne przysięgam ci słońce,
Na tajemnice Hekaty i nocy,
Na gwiazd potęgę, których bieg po niebie
Żywotem naszym i śmiercią rozrządza,
Mojej ojcowskiej wyrzekam się pieczy,
Krwi obowiązków; i odtąd, na zawsze,
Obcą mojemu pozostaniesz sercu.
Surowy Scyta, ojciec, co pożera
Własne swe dzieci, by swój głód nasycić,
Równą przychylność w moich znajdą piersiach,
Co ty, przed chwilą jeszcze, moja córka!
Kent.  Królu —