Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co widzi w dali ziemię upragnioną,
Ale nie może nogą sprostać oczom,
Złorzeczy falom szumiącym w pośrodku,
By drogę znaleźć, chciałby je wysuszyć,
Tak ja do tronu dalekiego wzdycham,
Złorzeczę wszystkim na drodze zaporom,
Pochlebiam sobie, że obalę wszystko,
Niepodobieństwo w rzeczywistość zmienię.
Wzrok mój za bystry, serce me za śmiałe,
Jeśli im dłoni mej nie zrówna siła.
Lecz jeśli nie ma tronu dla Ryszarda,
Jakąż mu inną świat może dać rozkosz?
Kobiety łono niebem zrobię mojem,
W jaskrawe szaty ciało me ustroję,
Cukrowem słówkiem damy oczaruję.
Co za myśl nędzna! a niepodobniejsza
Niż złotych koron dwudziestu podbicie!
Już w łonie matki miłość się mnie zrzekła,
By mnie od słodkich praw swych wydziedziczyć
Kruchą naturę umiała przekupić,
Że ramię moje jak źdźbło trawy uschło,
Na grzbiecie moim wzrosła hydna góra,
Z której ułomność szydzi z mego ciała,
Że nogi moje urosły nierówno,
Że cała moja niekształtna jest postać,
Jak chaos, jak źle lizany niedźwiadek,
W niczem do swojej matki niepodobny.
Mnieżby kobieta jaka mogła kochać?
O, błąd potworny taką myśl przypuścić!
Gdy więc na ziemi niema dla mnie szczęścia
Jak rozkazywać, ujarzmiać, zwyciężać
Wszystkich piękniejszych ode mnie postawą,
Mem będzie niebem o koronie marzyć,
Jak długo żyję ten świat brać za piekło,
Póki tej głowy na potwornem ciele
Nie opromieni złoty blask korony.
Ale jak dobiedz do złotej korony,
Gdy mnie niejedno od niej dzieli życie?