Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na tym samotnym usiądę pagórku;
Niech Bóg rozstrzygnie spór wedle swej woli.
Prośba królowej i lorda Clifforda
Opuścić boju plac mnie przymusiła,
Bo mi przysięgli, że ma nieobecność
Jest im najlepszą zwycięstwa rękojmią.
Bodaj mi zesłał śmierć Bóg wszechmogący!
Bo cóż mi dała ziemia prócz boleści?
Jakby szczęśliwe zdało mi się życie,
Gdybym się biednym urodził pasterzem!
Siedząc śród trawy na wzgórzu, jak teraz,
Kreśliłbym skrzętną ręką cyferblaty,
By na nich liczyć ciekące minuty;
Ile ich trzeba, by złożyć godzinę;
Ile znów godzin jedną kończy dobę;
Po ilu dobach jeden rok ubiega;
Ile lat może śmiertelny człek przeżyć.
Obrachowany potem czasbym dzielił:
Pilnować trzodę tyle muszę godzin;
Tyle mi godzin na spoczynek trzeba;
Tyle poświęcam godzin rozmyślaniu,
A tyle godzin należy zabawie:
Tyle dni kotne moje są maciory,
Płód mi po tylu wydadzą tygodniach;
Po tylu latach będę mógł strzydz runo.
A tak minuty, godziny, dnie, lata.
Na wyznaczonej spędzone robocie
Do grobu siwą zaprowadzą głowę.
O, jak rozkoszne, o jak błogie życie!
Czy cień nie milszy cierniowego krzaka
Śpiącemu przy swej trzodzie pasterzowi
Nad haftowane złotem baldachimy
Królom, o zdrajców sztylecie marzącym?
O, milszy stokroć, tysiąc razy milszy!
W ubogiej chatce, pasterza serwatka,
I napój zimny w skórzanej butelce,
Sen w cieniu drzewa na świeżej murawie,
Wszystko w bezpiecznym użyte pokoju,