Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jak nie przystoi płci twej tryumfować,
Niby bezecnej Amazońskiej dziewce,
Nad niewolnika fortuny niedolą!
Gdyby twarz twoja nie była jak maska,
Na wstyd nieczuła przez bezwstydne życie,
Możebym na nią wywołał rumieniec.
Mówić, skąd przyszłaś, od kogo ród wiedziesz,
Byłoby dosyć, żeby cię zawstydzić,
Gdyby wstyd nie był duszy twojej obcy.
Ojciec twój zwie się królem Neapolu,
Obu Sycylii i Jerozolimy,
Od angielskiego biedniejszy dzierżawcy.
Czy to od niego lżyć się nauczyłaś?
Dumna królowo, na nic się to nie zda,
Chyba że gwałtem sprawdzić chcesz przysłowie:
Żebrak na koniu rumaka zajeżdża.
Często urodą pysznią się kobiety,
Ale Bóg świadkiem, nie masz jej do zbytku;
Dla cnót niejedna była uwielbianą,
Ale ty swoją dziwisz świat niecnotą;
Skromność im bóstwa nadaje znamiona,
Lecz ty jej brakiem obrzydzenie budzisz.
Jesteś wszystkiemu, co dobre, przeciwna,
Jak są na ziemi dla nas antypody,
Lub jak północy przeciwne południe.
O, serce, w piersiach kobiety tygrysie!
Jakże ty mogłaś krew dziecka wytoczyć,
Podać ją ojcu, żeby nią twarz otarł,
Oblicze jednak kobiety zatrzymać?
W kobietach dobroć, litość, czułość mieszka,
A ty kamienna i nieubłagana.
Chcesz, żebym szalał? Spełnione twe chęci;
Bym płakał? Zadość woli się twej stało;
Bo wściekły wicher rozpędza ulewy,
Gdy łagodnieje, deszcz zaczyna kropić.
Te łzy Rutlanda mego są pogrzebem;
O zemstę każda kropelka ich woła
Nad tobą, sroga, fałszywa Francuzko,