Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bodajem nigdy nie zobaczył kawałka pieczeni, czegobym nie chciał za całą krowę, daj jej Boże zdrowie!
Głos  (za sceną). Wielmożny panie odźwierny, czy słyszysz?
Odźw.  Zaraz, zaraz, mości szczeniątko! Trzymaj drzwi zamknięte, mopanku!
Sługa.  Co ja mam robić?
Odźw.  Co masz robić? Walić ich tuzinami! Alboż to Moorfields na takie zbiegowiska? Alboż to przyjechał na dwór jaki indyjski cudak z wielką machiną, żeby nas wszystkie baby oblegały? Odpuść mi, panie! ale co tam poróbstwa za bramą! Na moje chrześcijańskie sumienie, te jedne chrzciny sprowadzą nam tysiąc nowych; znajdzie się tam i ojciec i chrzestny ojciec i wszystko.
Sługa.  Tem większe będą łyżki. Widzę niedaleko drzwi stojącego zucha, który musi być mosiężnikiem z rzemiosła, bo, na sumienie, dwadzieścia psich dni króluje teraz na jego nosie; kto przy nim stoi, jest pod równikiem i nie potrzebuje innej pokuty. Temu ognistemu smokowi dałem w łeb trzy razy pałką, a on trzy razy dał do mnie ognia nosem; stoi teraz, jak moździerz wycelowany, żeby nas w powietrze wysadzić. Była przy nim miałkiego rozumu połowica tandeciarza, która tak mi wymyślała, że aż jej z głowy stoczyła się miseczka; wie teraz, co to jest rozpalać pożar w narodzie. Chybiłem raz meteora, a palnąłem babę; nuż ona w krzyk: pałki! Aż tu ja widzę spieszących jej na pomoc jakich czterdziestu pałkonośców, nadzieję Strandu, gdzie stała kwaterą. Nacierają na mnie, bronię się, jak mogę; zaczęli mi okładać boki, opieram się jeszcze; aż tu niespodzianie, zaczajona za nimi banda lampartów, niby tyraliery, plunęła mi w oczy ulewą kamyków i zmusiła do honorowej rejterady, zostawiając im plac boju. Dyabeł był między nimi, ani wątpliwości.
Odźw.  Ta sama to młodzież, co grzmi po teatrach i bije się o ogryzki jabłek. Żaden też słuchacz, prócz Trybu-