Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bym ją objaśnił — a niedługo zgaśnie.
Cóż stąd, że cnoty znam jej i zasługi?
Wiem, że gorącą jest też luteranką,
I niebezpiecznie dla naszej jest sprawy,
Gdyby złożyła głowę swą na łonie
Monarchy, którym tak trudno jest rządzić.
Zjawił się także kacerz, arcy-kacerz,
Cranmer, co w łaskę wczołgał się królewską,
Jest dlań wyrocznią.
Norfolk.  Coś go niepokoi.
Suffolk.  Bodaj to było dość silne, a mogło
Żywotną strunę serca jego zerwać!

(Wchodzi król Henryk, czytając, za nim Lovell).

Suffolk.  Król, król nadchodzi.
Król Henr.  Co za skarby zebrał!
Jakie wydatki płyną co godzina
Z rąk jego szczodrych! Jakimże sposobem
Tyle mógł złota w domu swym nagrabić?
Czy kardynała widzieliście?
Norfolk.  Panie,
Baczne na niego mieliśmy tu oko.
Myśl jego w dziwnym zda się być nieładzie,
Bo wargi gryzie, wzdryga się czasami,
Staje, źrenice swoje w ziemi topi,
Potem do czoła rękę swą przyciska
I szybkim krokiem po sali przebiega;
To znowu staje, w piersi się uderza,
Podnosi oczy do gwiazd i księżyca:
Swoją postawą niemało nas zdziwił.
Król Henr.  Bardzo być może, że bunt w jego duszy.
Dziś, jak żądałem, przysłał mi papiery;
Czy wiecie, co w tych papierach znalazłem?
Zawieruszony, pewno mimowolnie,
Inwentarz skarbów jego, jego sreber,
Bogatych obić i meblów kosztownych.
Zbytek tych skarbów przechodzi, mem zdaniem,
Wszelkie granice bogactw poddanego.
Norfolk.  To cud wyraźny! Duch jakiś zapewne