Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Katarz.  (na str.)Żeby lepiej zdradzić!
(Głośno) Panowie, dzięki wam za dobrą wolę!
Daj Bóg, by czyny wasze tak uczciwe
Jak słowa były! Lecz w tak ważnej sprawie,
Gdy o mój honor, o me idzie życie,
Nie jestem zdolna nagle odpowiedzieć
Lordom tak mądrym, mym słabym dowcipem, —
O nie, nie jestem. Pracowałam igłą
W mych niewiast kole, nie myśląc, Bóg widzi,
O takich mężach i o takiej sprawie.
Raczcie, pamiętni na to, czem wprzód byłam,
(Bo wielkość moja skonania już blizka)
Dać mi czas wybrać sprawy mej obrońców,
Bom bez przyjaciół jest i bez nadziei.
Wolsey.  Królewską miłość krzywdzisz, pani, słowem,
Bo twych przyjaciół i nadziei liczba
Jest nieskończona.
Katarz.  Nie znajdę ich w Anglii.
Możnaż przypuścić, że jest jeden Anglik,
Coby chciał radą swoją mi dopomódz
I głośno swoją przyjaźń mi objawić?
A gdyby zdołał tyle znaleźć męstwa,
Mógłżeby wyznać i żyć na tej ziemi?
Nie, przyjaciele zdolni mnie pocieszyć,
W których położyć całą mogę ufność,
Nie tutaj żyją, jak moje nadzieje,
Są stąd daleko, w mej rodzinnej ziemi.
Campeius.  Ach, jakbym pragnął, pani, byś raczyła
Odgonić smutki, rady mej usłuchać!
Katarz.  Jakaż to rada?
Campeius.  Zaufać królowi,
Bo serce jego tkliwe i łaskawe.
Dla twojej sprawy, dla twego honoru
Krok to najlepszy. Gdy wyrok zapadnie,
W niesławie ziemię opuścisz angielską.
Wolsey.  Mądra to rada!
Katarz.  Obadwa radzicie,
Czego pragniecie — mojego upadku.