Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A Ryszard spadnie z szczytu chwały swojej.

(Duchy znikają; król Ryszard budzi się).

Król Rysz.  Innego konia! Opatrzcie me rany!
Litości, Jezu! — Cicho! to sen tylko.
Jakże mnie dręczysz, trwożliwe sumienie!
Bledną pochodnie; głucha teraz północ.
Zimny pot trwogi drżące kryje ciało.
Drżę sam przed sobą? Niema tu nikogo.
Ryszard Ryszarda kocha; jestem sobą.
Jest tu morderca? Nie — tak — ja tu jestem.
A więc uciekaj! Jakto? Sam przed sobą?
Jak wielki powód! Czemu? Bym nie pomścił?
Czego? Samego siebie na mnie samym?
Ja kocham siebie. Czemu? Dla dobrodziejstw,
Które sam sobie niegdyś wyświadczyłem?
Lecz ach! ja raczej sam się nienawidzę
Dla krwawych czynów przeze mnie spełnionych.
Jestem nędznikiem — lecz kłamię, nie jestem.
O głupcze! dobrze o sobie mów samym;
Ale nie, głupcze, nie pochlebiaj sobie.
Moje sumienie tysiąc ma języków,
A każdy język inną prawi powieść,
A każda powieść nędznikiem mnie świadczy.
Krzywoprzysięstwa niesłychane przody,
Morderstwa, jakich niewidziano jeszcze,
Tysiące grzechów w tysiącznych postaciach
Stają przed sądem, wołając: występny!
Rozpacz mnie bierze; nikt mnie tu nie kocha,
I nie zapłacze nikt po mnie, gdy zginę;
Lecz czemuż miałby płakać, gdy litości
Sam nie znajduję w sercu mem dla siebie?
W namiocie moim zdało mi się widzieć
Zamordowanych sprawą moją dusze,
A każda głowie Ryszarda groziła
W jutrzejszej bitwie zgotowaną pomstą.

(Wchodzi Ratcliff).

Ratcliff.  Królu!
Król Rysz.  Kto tam?