Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Za czasów króla Edwarda pragnąłem,
Aby nieszczęście w dniu tym na mnie spadło,
Jeżeli zdradzę żony jego krewnych,
Lub jego dzieci; w dniu tym chciałem zginąć
Niewiarą męża, w którym całą ufność
Moją złożyłem, dzień ten, dzień zaduszny
Jest dla mej trwożnej duszy krzywd mych końcem.
Bóg wszechmogący, z którego szydziłem,
Obłudne prośby moje na mnie zwrócił,
Dał mi na prawdę, o com błagał żartem.
Tak to on zmusza występnych oręże
Zwrócić swe ostrza na swych panów piersi;
Tak Małgorzaty sprawdza się dziś klątwa:
„Pomnij, gdy serce twe rozedrze smutkiem,
Że Małgorzata była prorokinią“.
Idźmy, gdzie topór na mnie czeka krwawy:
Złe z złego rośnie, niesława z niesławy. (Wychodzą).

SCENA II.
Równina w blizkości Tamworth.
(Wchodzą przy odgłosie bębnów, z rozwiniętemi chorągwiami: Richmond, Oxford, sir James Blunt, sir Walter Herbert i inni na czele armii w pochodzie).

Richmond.  Drodzy mojemu sercu towarzysze,
Jarzmem tyranii ciężko przyciśnieni,
Mogliśmy ziemi tej dosięgnąć głębi
Żadną w pochodzie nie wstrzymani siłą.
Tu odbieramy list pełny zachęty
Przez ojca mego Stanleya pisany.
Ten przywłaszczyciel, dzik krwawy i straszny,
Co zdeptał pola wasze i winnice,
Krew waszą czystą jak pomyje chłeptał,
Z wnętrzności waszych swe koryto zrobił,
Wieprz ten obrzydły, jak to nam donoszą,
W środku tej wyspy obozuje teraz,
W bliskości miasta Leicester, odległego,