Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 3.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gloucest.  O droga, sama siebie nie przeklinaj,
Boś ty dniem moim i mojem jest życiem!
Anna.  Bodaj tak było, bym się mogła pomścić!
Gloucest.  Jak bój wyrodny, na tym szukać zemsty,
Który nas kocha!
Anna.  Jak bój sprawiedliwy
Na męża mego pomścić się mordercy!
Gloucest.  Dlatego tylko on ci męża zabił,
By ci lepszego dać na jego miejsce.
Anna.  Lepszy od niego nie żyje na ziemi.
Gloucest.  Żyje przynajmniej co cię lepiej kocha.
Anna.  Kto?
Gloucest.  Plantagenet.
Anna.  To jego nazwisko.
Gloucest.  Jedno nazwisko lecz wznioślejsza dusza.
Anna.  Gdzie on jest?
Gloucest.  Tutaj. (Anna pluje na niego).
Czemu na mnie plujesz?
Anna.  Bodaj to była śmiertelna trucizna!
Gloucest.  Nigdy trucizna z takich ust nie padła.
Anna.  Nigdy trucizna szpetniejszej ropuchy
Dosiądź nie mogła. Precz stąd! bo twój widok
Rani mi oczy.
Gloucest.  Jak twe oczy, pani,
Raniły moje.
Anna.  Bodaj w bazyliszki
Zmienione mogły trupem cię powalić!
Gloucest.  Czemuż tak nie jest, bym od razu umarł!
Dziś mnie żyjącą zabijają śmiercią.
Twe oczy gorzkie łzy z mych wyciskają,
Ćmią me spojrzenia dzieciuchów kroplami,
Oczy co dotąd łez żalu nie znały,
Nie, kiedy nawet ojciec mój i Edward
Płakali, słysząc smutny jęk Rutlanda
Na widok miecza czarnego Clifforda;
Kiedy waleczny ojciec twój, jak dziecko,
Gorzką śmierć ojca mego opowiadał
A stokroć powieść przeiywał łkaniami,