Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 2.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdyby czujniejszą straż trzymało wojsko,
Nagła ta klęska nie spadłaby na nas.
Karol.  Książe Alençon, odpowiesz mi za to,
Że będąc straży dowódzcą tej nocy,
Twoich szyldwachów nie dojrzałeś pilniej.
Alençon.  Gdyby tak wszystkie były posterunki,
Jak mój strzeżone, hańbiący ten napad
Nigdy Anglikom nie byłby się udał.
Bękart.  Mój był bezpieczny.
Reignier.  I mój, mości książę.
Karol.  Co do mnie, większą nocy tej połowę,
Między Diewicy a mem stanowiskiem,
Obchodząc wartę po warcie, spędziłem.
Jakąż więc drogą wdarli się do miasta?
Dziewica.  Jak, jaką drogą, nie pytajcie teraz,
Dosyć wam wiedzieć, że znaleźli miejsce
Słabo strzeżone i wbiegli do miasta.
Dla nas jedyne zostaje zbawienie:
Zebrać co prędzej rozproszone wojsko,
O nowym planie ataku pomyśleć.

(Alarm. Wchodzi jeden angielski żołnierz wołając: Talbot! Talbot! Francuzi uciekają, zostawiając odzież).

Żołnierz.  Pozwolę sobie wziąć, co zostawili.
To imię Talbot, za oręż mi służy;
Zostałem panem bogatego łupu,
Za broń jedyną mając jego imię (wychodzi).

SCENA II.
Orlean. W mieście.
(Wchodzą: Talbot, Bedford, książę Burgundyi, kapitan i inni).

Bedford.  Zaczyna świtać, a noc już ucieka,
Co czarnym płaszczem ziemię otuliła.
Wstrzymajmy pogoń, dajmy znak odwrotu.

(Trąbią na odwrót).

Talbot.  Salisburego przynieście tu zwłoki,
Złóżcie je w środku przeklętego miasta,