Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   220   —

Rośnij szczęśliwy, biedny, piękny kwiatku!

(Kładzie Dziecię na ziemię).

Tu leż, a z tobą ten znak i podarek,

(kładzie zawiniątko).

Który wystarczy i na wychowanie
I na twój posag, gdy zechce fortuna.
Burza się zbliża. — Uboga sieroto,
Za grzechy matki na los porzucona,
Płakać nie mogę, lecz pierś krwią mi zaszła!
Jestem przeklęty, skoro mnie do tego
Przysięga zmusza. — Bądź zdrowa, na wieki!
Dzień się zachmurza bardziej, coraz bardziej;
Straszna cię piosnka do snu ukołysze.
Wśród dnia tak niebios ciemnego sklepienia
Jeszczem nie widział. — Co za dzikie wrzaski!
Muszę się śpieszyć. To krzyk polowania.
Boże, zginąłem! (Ucieka ścigany przez niedźwiedzia).

(Wchodzi stary Pasterz).

Pasterz.  Chciałbym, żeby nie było przedziału między dziesiątym, a dwudziestym trzecim rokiem życia, albo przynajmniej żeby go młodość przespała, bo w całym ciągu tego pośredniego czasu widzimy tylko uwiedzione dziewczyny, pokrzywdzonych starców, kradzież i bijatyki. Czy słyszysz? Chciałżeby kto prócz tych niedowarzonych mózgów dziewiętnasto- lub dwudziestodwuletnich na taki czas polować? Spłoszyli mi dwie z moich najlepszych owiec, które, lękam się bardzo, prędzej wilki niż właściciel ich znajdzie. Ale jeśli gdzie, to chyba nad morzem spotkać mi się je uda szczypiące bluszcz nadbrzeżny. — Co się to znaczy, fortuno? Cóż to znaleźliśmy takiego? (Podnosi Dziecię). Panie odpuść! wszak to niemowlę, prześliczne niemowlę! Chłopiec czy dziewczyna? Piękne, piękne dziecię! Ani wątpliwości, jakiś wybryk. Choć nie jestem w książkach ćwiczony, z miny widzę, że to jakiejś szlachcianki sprawa; robota na schodach, w garderobie, lub za drzwiami. Tym, co cię ulepili, cieplej było niż tobie, biedna sieroto. Wezmę ją z li-