Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   204   —

Leczby ich odbiegł śmiech, gdybym ich dosiągł,
I śmiech odbiegnie tę, którą mam w ręku.

(Wchodzi Paulina z dziecięciem).

1 Pan.  Nie, wejść nie możesz.
Paulina.  Raczej, dobry panie,
Bądź mi pomocą; toż więcej uważasz
Na gniew tyrana, niż życie królowej,
Niewinnej duszy, której czystość większa,
Niż zazdrość jego.
Antygon.  Dosyć na tem!
1 Pan.  Pani,
Król noc bezsenną przepędził i nie chce.
Aby ktokolwiek zbliżył się do niego.
Paulina.  Nie tak gorąco, łaskawy mój panie!
Powiedz królowi, że mu sen przynoszę.
O, wiem ja dobrze, iż tobie podobni,
Którzy się za nim jak cienie czołgają,
Na każde próżne wzdychają westchnienie,
O, wiem ja dobrze, iż tobie podobni
Karmią przyczynę tych nocy bezsennych.
Ja niosę słowo prawdy i lekarstwa,
Słowo uczciwe, które myśl oczyści,
Źrenicom jego słodki sen kradnącą.
Leontes.  Co to za wrzawa?
Paulina.  To nie wrzawa, królu,
Lecz o twych sprawach konieczna rozmowa.
Leontes.  Precz z tą kobietą! Czyż ci, Antygonie,
Nie rozkazałem, ażeby się nigdy
Do mej osoby zbliżyć nie ważyła?
Antygon.  Twój rozkaz, królu, oświadczyłem żonie,
Twoim i moim groziłem jej gniewem,
Jeśli próg twego pałacu przestąpi.
Leontes.  Jakto? więc nie masz nad nią dość powagi?
Paulina.  Dość ma powagi, gdzie uczciwość każe,
Lecz w tem, jeżeli twym śladem nie pójdzie,
Do ciemnych lochów za cnotę nie wtrąci,
Nie znajdzie, królu, powagi nade mną.
Antygon.  Słyszysz, mój królu. Gdy raz się znarowi,