Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   183   —
(Patrząc na Pólixenesa i na llermionę).

Po jego palcach jakby po klawiszach
Wciąż biega ręką. — No, drogie cielątko,
Czy jesteś moje?
Mamil.  Jestem, jeśli pragniesz.
Leontes.  Abyś zupełnie do mnie był podobny,
Na twojej głowie brak ci mych narostów.
A przecie, mówią, jesteśmy podobni,
Jak krople wody: to mówią kobiety,
Którym koniecznie mówić coś potrzeba.
Lecz choćby były fałszywe jak wiatry,
Jak wodne fale, lisy farbowane,
Jak kostki tego, co nie zna różnicy
Pomiędzy twojem a pomiędzy mojem,
Zawsze jest prawdą, gdy mówią: to dziecię
Podobne do mnie. Pójdź tu, moje chłopię,
Słodki błazenku, laleczko, spójrz na mnie
Blękitnem okiem, — jakto? — matka twoja
O wyobraźni! ty aż na dno serca
Sztylet twój wpychasz; robisz podobnemi
Rzeczy, na które podobieństwa niema,
Ty z marzeniami w tajnej jesteś zmowie,
Z przywidzeniami ty działasz do spółki,
A nic jest twoim wiernym towarzyszem.
Ale się czasem i z rzeczywistością
Sprzymierzyć możesz, jak to robisz teraz,
Jak ja to czuję w przewróconym mózgu
I kostniejącem na róg mojem czole.
Polix.  O czem tak dumasz, królu sycylijski?
Hermiona.  Jakiś niepokój duszą jego miota.
Polix.  Cóż to, mój królu?
Leontes.  Jak tam, drogi bracie?
Hermiona.  Na twojem czole pomieszanie widać;
Jakież uczucie duszę twą zmąciło?
Leontes.  Jestem spokojny, wierz mi, Hermiono.
Jak czasem zdradza natura swe głupstwo,
I czułość swoją! staje się szyderstwem
Dla dusz chłodniejszych! Rozważając rysy