Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 12.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   130   —

Ośląm mu głowę na ramiona rzucił,
A gdy mój aktor do swej Tyzby wrócił,
Na niespodziany widok tabor cały,
Jak dzikie gęsi, gdy Strzelca ujrzały,
Albo jak stado kawek czarnopióre,
Na odgłos strzelby, kracząc leci w górę,
W trwodze na wszystkie rozbija się strony,
Tak zniknął tabor aktorów spłoszony.
W popłochu jeden na drugiego pada,
Wzywa pomocy wrzeszcząc: rozbój! zdrada!
Wielki strach rozum odebrał im mały,
Na bandę zbójców las przemienił cały,
Gdy cierń im zrywa czapki i rękawy,
Im się wydaje, że to zbójców sprawy.
Gdy wszyscy pierzchli, Piram z oślą głową
Sam jeden z naszą pozostał królową,
A gdy zbudzona głowę swą podniosła,
Na pierwszy widok pokochała osła.
Oberon.  Nadspodziewanie rzeczy nam się wiodą.
Lecz czy miłości pokropiłeś wodą,
Jak nakazałem, Ateńczyka oko?
Puk.  Tak jest. Znalazłem śpiącego głęboko,
Przy jego boku ateńską dziewicę,
Której, zbudzony, najpierw ujrzał lice.

(Wchodzą: Demetryusz i Hermia).

Oberon.  Cicho! Nasz młodzian zbliża się w te strony.
Puk.  To jest kobieta; lecz młodzian zmieniony.
Demetr.  Czemu kochanka odpychasz surowo?
Dla gorzkich wrogów gorzkie chowaj słowo.
Hermia.  Jak małą słowo dla ciebie jest karą!
Tyś wieczną smutków zrobił mnie ofiarą.
Gdy krew Lizandra dłonie twe wylały,
We krwi po kostki zanurz się już cały,
I mnie też zabij!
Jak słońce dniowi on mi wiernie służył,
Mógłże mnie odbiedz, kiedy sen mnie znużył?
Prędzej uwierzę, że ktoś całą ziemię
Nawskróś przewiercił, że księżyca brzemię