Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   37   —

Ja nawet równie mądrą byłbym sroką.
O, gdybyś tylko mógł mieć moje myśli,
Co za sen byłby to dla twej wielkości!
Czy mnie rozumiesz?
Sebast.  Zaczynam pojmować.
Antonio.  Jakże fortuny przyjmujesz ofiary?
Sebast.  Jak zapamiętam, wydarłeś koronę
Bratu Prospero.
Antonio.  Prawda, i patrz, panie,
Patrz, jak mi dobrze odzież ta przystoi,
Lepiej, niż przody: słudzy mego ojca,
Przód towarzysze, dziś ludźmi są mymi.
Sebast.  Sumienie jednak —
Antonio.  I gdzież jest sumienie?
Gdyby sumienie choć zamrozem było,
Musiałbym nogi flanelą obwinąć:
Ale nie czuję bóstwa tego w piersiach.
Ba! gdyby nawet i dwadzieścia sumień
Między mną stało a Medyolanem,
Dość będzie czasu, by na lodowaty
Ścięły się cukier, a potem stopniały,
Nim mnie na chwilę wstrzymają w zamiarach.
Patrz tylko, książę, tutaj brat twój leży,
Od swego łoża, ziemi tej, nie lepszy,
Gdy będzie, czem się być wydaje — trupem.
Trzema calami tej posłusznej stali
Mogę go posłać do wiecznego łoża;
I ty na zawsze zamknąć możesz oczy
Staremu bzdurze, panu Roztropności,
Aby na później gderać nam zaprzestał;
Inni, podszepty nasze przyjmą chętnie,
Jak kot łakomy chętnie mleko chłepce:
Zegar ich będzie naszą bił godzinę.
Sebast.  Twoja mi przeszłość niech za przykład służy:
Wezmę Neapol, jak ty Medyolan.
Dobądź oręża — jedno jego cięcie
Wolnym cię robi od twego haraczu;
Ja, król twój, kochać cię będę.