Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   30   —

Sebast.  Nie skończy.
Antonio.  Możnaby się założyć, kto pierwszy piać zacznie, on, czy Adryan.
Sebast.  Stary kogut.
Antonio.  Kogutek.
Sebast.  Zgoda; o co zakład?
Antonio.  O parsk śmiechu.
Sebast.  Przyjmuję.
Adryan.  Choć wyspa ta pustą się być zdaje —
Sebast.  Ha, ha, ha!
Antonio.  To i zapłaciłeś przegranę.
Adryan.  Niezamieszkaną, prawie nieprzystępną —
Sebast.  To przecie —
Adryan.  To przecie —
Antonio.  Nie chybił.
Adryan.  Jej klimat musi być łagodny, a czyste i piękne jej powietrze.
Antonio.  Piękne powietrze! to rzecz nie lada.
Sebast.  A czystość z pięknością mądrze skojarzona.
Adryan.  Wonnym oddechem dmucha tu u nas powietrze.
Sebast.  Jakby miało płuca, a do tego przegniłe.
Antonio.  Lub jakby je bagna perfumowały.
Gonzalo.  Wszystko tu sprzyja życiu.
Antonio.  Brak tylko sposobów do życia.
Sebast.  Albo ich wcale niema, albo bardzo mało.
Gonzalo.  Jak bujna, świeża wydaje się trawa, jak zielona!
Antonio.  Żółta jak pergamin.
Sebast.  Z zieloną gdzieniegdzie cętką.
Antonio.  Nie o wiele minął się z prawdą.
Sebast.  Bo tylko jej wcale nie widział.
Gonzalo.  Lecz największa wyspy osobliwość, wszelką prawie przechodząca wiarę —
Sebast.  Jak tyle innych gwarantowanych osobliwości.
Gonzalo.  Jest, że nasz ubiór, choć morską wodą przesiąkły, zachował całą swoją barwę i świeżość; woda, zamiast poplamić, ufarbowała go na nowo.
Antonio.  Byle tylko jedna z jego kieszonek mogła przemówić, czyby nie zawołała: kłamiesz!