Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   204   —

Niech westchnienie mnie nie budzi,
Niech śpię sam!

Książę.  Przyjm to za fatygę.
Pajac.  Nie było w tem fatygi, mój książę, śpiew jest dla mnie rozkoszą.
Książę.  Płacę ci więc za twoją rozkosz.
Pajac.  Wielka prawda! Prędzej lub później trzeba za każdą rozkosz zapłacić.
Książę.  Możesz się teraz oddalić.
Pajac.  Niech ci więc bóg melancholii błogosławi, a krawiec niech ci uszyje suknię z mieniącej się kitajki, bo myśl twoja jest prawdziwym opalem. Pragnąłbym, żeby ludzi takiej stałości na morze wyprawiano, żeby interesem ich było wszystko, a cele ich były wszędzie, bo to najlepszy sposób zrobienia dobrej podróży z niczego. Bądźcie zdrowi (wychodzi).

Książę.  Odejdźcie wszyscy. (Wychodzą: Kuryo i Służba).
Raz jeszcze, Cezaryo
Idź do tej pani okrutnego serca;
Mów, że ma miłość, nad świat szlachetniejsza,
Z pogardą patrzy na włości rozległe;
Powiedz, że wszystko, co ma od fortuny,
Nie wyżej cenię niż samą fortunę;
Lecz wdzięk i piękność, te perły natury,
Jedynie do niej duszę moją ciągną.
Wiola.  Lecz, panie, jeśli nie może cię kochać?
Książę.  Nie mogę przestać na tej odpowiedzi.
Wiola.  A musisz jednak. Przypuść — co być może —
Że jest kobieta, co dla twej miłości
Tyle w swem biednem cierpi teraz sercu,
Co w twem, ty, panie, cierpisz dla Oliwii;
Jeśli jej powiesz: nie mogę cię kochać,
Nie musiż przestać na tej odpowiedzi?
Książę.  Niema kobiety, której pierś jest zdolna
Wytrzymać serca tak gwałtowne bicia
Jak te, co miłość w moich sprawia piersiach.
Kobiety serce za nadto jest małe,
Aby tak wiele objąć w sobie mogło;