Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   202   —


SCENA IV.
Pokój w pałacu książęcym.
(Wchodzą: Książę, Wiola, Kuryo i inni).

Książe.  Dzień dobry wszystkim! — Dobry mój Cezaryo,
Chciałbym raz jeszcze pieśń usłyszeć starą,
Którą ostatniej śpiewano mi nocy,
Bo większą ulgę przyniosła mej duszy,
Niż skoczne arye w wielkiej teraz modzie.
Choć jedną zwrotkę.

Kuryo.  Niema tu osoby, mój książę, któraby ją mogła odśpiewać.
Książe.  Któż to ją śpiewał?
Kuryo.  Feste, śmieszek, mój książę, który wielkim był faworytem ojca Oliwii; nie trudno będzie go znaleźć.

Książe.  Więc go przyprowadź. (Wychodzi Kuryo).
Zagrajcie mi nutę. (Muzyka).
Zbliż się tu, chłopcze. Jeśli i ty kiedyś
Pokochasz dziewczę, wśród słodkich boleści
Pamiętaj na mnie; wszyscy kochankowie
Do mnie podobni: niespokojni, zmienni,
Prócz wiernych uczuć dla drogiej istoty.
Jak ci się pieśń ta podoba, Cezaryo?
Wiola.  Echem w głębinach odbija się serca —
Tronu miłości.
Książę.  Mówisz po mistrzowsku.
Choć jesteś młody, jestem przecie pewny,
Że już twe oko spadło na oblicze,
Któreś pokochał; czy mylę się, chłopcze?
Wiola.  Trochę w tem prawdy.
Książę.  Cóż to za kobieta?
Wiola.  Twej cery, panie.
Książę.  Więc niegodna ciebie.
Ile wiosn liczy?
Wiola.  Twojego jest wieku.
Książe.  Przysięgam, chłopcze, za stara dla ciebie.