Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   186   —

gala, tylko nieszczęście, tak piękność jest tylko kwiatem. Pani kazała wyprowadzić stąd błazna, więc powtarzam, wyprowadźcie stąd panią.
Oliwia.  Mopanku, kazałam im ciebie stąd wyprowadzić.
Pajac.  Omyłka pierwszego stopnia! Pani, cucullus non facit monachum, co się znaczy: mózg mój pstrokacizny nie nosi. Dobra madonno, pozwól mi, żebym ci dowiódł, że ty moje zajęłaś miejsce.
Oliwia.  Czy potrafisz?
Pajac.  Bardzo łatwo, dobra madonno.
Oliwia.  Słucham.
Pajac.  Muszę cię więc katechizować, madonno. Dobra moja myszko cnoty, odpowiadaj.
Oliwia.  Chętnie; nie mam nic lepszego do roboty, słucham twoich dowodów.
Pajac.  Dobra madonno, po kim ta żałoba?
Oliwia.  Po moim bracie, dobry błazenku.
Pajac.  Więc przypuszczam, że dusza jego w piekle, madonno.
Oliwia.  Jestem pewna, że dusza jego w niebie, błazenku.
Pajac.  Tem większe błazeństwo, madonno, nosić żałobę po bracie, którego dusza jest w niebie. — Wyprowadźcie błazna, panowie.
Oliwia.  Co myślisz o tym błaźnie, Malwolio, czy nie robi postępów?
Malwolio.  I będzie je robił, póki na niego śmiertelne poty nie uderzą: niemoc wieku, która mądremu odbiera rozum, ulepsza dowcip błazna.
Pajac.  Niechże ci Bóg, dobry panie, ześle co prędzej niemoc starości na powiększenie twego błazeństwa! Pan Tobiasz przysięgnie bez wahania, że nie jestem lisem, ale się nie założy o dwa grosze, że ty, panie, nie jesteś błaznem.
Oliwia.  Co ty na to, Malwolio?
Malwolio.  Dziwię się, pani, że cię tak jałowy hultaj może bawić. Byłem niedawno świadkiem, jak mu w głowę zabił ćwieka błazen, który nie więcej miał mózgu od kamienia. Patrz tylko, już się zaczyna mącić, i gdybyś mu śmiechem nie dodawała okazyi, zakneblo-