Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   114   —

Leonato.  Przez Boga! udaje? Nigdy udana namiętność nie była tak podobną do żywej namiętności jak ta, którą w niej widzę.
DonPedro.  W jakiż się sposób namiętność jej objawia?
Klaudyo  (na str.). Zanęć dobrze haczyk; niewątpliwie połknie go ryba.
Leonato.  Jak się objawia, mój książę? Będzie ci siedzieć — (Do Klaudya) Słyszałeś od mojej córki, jak będzie siedzieć.
Klaudyo.  Słyszałem.
DonPedro.  Jak? jak? powiedzcie mi, proszę. Rozbudziliście moją ciekawość. Mnie się zdawało, że duch jej był silniejszy od wszelkich napaści uczucia.
Leonato.  I ja także byłbym na to przysiągł, mój książę, zwłaszcza co do Benedyka.
Benedyk  (na str.). Myślałbym, że stroi ze mnie drwiny, gdyby nie jego biała broda: trudno, żeby szalbierstwo pod taką się kryło powagą.
Klaudyo  (na str.). Połknął. Wyciągaj!
DonPedro.  Czy dała poznać Benedykowi swoje uczucia?
Leonato.  Nie, i przysięga, że nigdy tego nie zrobi; to właśnie jest jej męczarnią.
Klaudyo.  Prawda, to własne są jej słowa: „mamże ja, co go tak często wzgardliwie przyjmowałam, pisać do niego teraz, że go kocham?“
Leonato.  Tak mówi, ilekroć pisać do niego się zabiera; bo co noc dwadzieścia razy wstaje i w koszuli przy biurku siedzi, aż całą kartę zapisze. Moja córka opowiadała mi to wszystko.
Klaudyo.  Teraz, gdy mówisz o karcie, przypominasz mi żarcik, który od twojej córki słyszałem.
Leonato.  O! — gdy skończyła kartę, córka moja powiedziała jej z uśmiechem: „Beatryx, jak widzę, kartuje się z Benedykiem“.
Klaudyo.  To właśnie.
Leonato.  I poszarpała natychmiast list na tysiąc kawałków; urąga się sama sobie, iż do tego stopnia jest nieskromną, że pisze do człowieka, o którym wie, że śmiać się z niej będzie. „Miarę o nim z siebie biorę, po-