Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 11.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   94   —

Benedyk.  Dziki byk, być może; ale jeśli kiedykolwiek roztropny Benedyk pozwoli sobie na kark jarzmo to włożyć, odbierz bykowi rogi, a posadź je na mojem czole; niech portret mój jaki bohomaz nabazgrze, a na dole wielkiemi literami, jak na stajni: „Tu dobre konie do najęcia“, niech na tym wizerunku napisze: „Tu żonaty Benedyk do widzenia“.
Klaudyo.  Jeśli się to zdarzy, co za rogobodziec z ciebie będzie!
Don Pedro.  Byle Kupido całego sajdaka w Wenecyi nie wystrzelał, zadrżysz przed nim niedługo.
Benedyk.  To chyba będzie trzęsienie ziemi.
Don Pedro.  Zastosujesz się do okoliczności. Tymczasem, dobry mój signor Benedyku, idź do Leonata, poleć mnie jego względom i pewiedz mu, że nie chybię wieczerzy, bo wielkie porobił przygotowania.
Benedyk.  Dość we mnie atłasu na takie poselstwo. Kończąc, polecam was —
Klaudyo.  Bożej Opatrzności. Dan, w naszym grodzie, gdybyśmy go mieli —
Don Pedro.  Szóstego Julii: wasz życzliwy przyjaciel, Benedyk.
Benedyk.  Dajcie pokój żartom. Cała tkanina waszej rozmowy tylko okrawkami bramowana, a bramy nie bardzo mocno przyszyte. Nim zaczniecie wojować konceptami z kalendarza, zróbcie wprzódy rachunek własnego sumienia. A teraz, Bóg z wami (wychodzi).

Klaudyo.  Wielką mi, panie, zrobić możesz łaskę.
Don Pedro.  Całe me serce do twej daję szkoły;
Naucz je tylko, a wkrótce zobaczysz,
Jak łatwo przyjmie choć trudną naukę,
Byle ci mogło dobrze się przysłużyć.
Klaudyo.  Czy Leonato ma syna, mój książę?
Don Pedro.  Hero jedyną jest jego dziedziczką.
Czy się w niej kochasz?
Klaudyo.  Panie mój łaskawy,
Gdyś się wybierał na ostatnią wojnę,
Okiem żołnierza poglądałem na nią;
Zbyt ciężka służba czekała mnie w polu,
Aby uczucie na miłość wyrosło;