aby twoje serce oczyścić jak wątrobę barana, żeby w niem nie zostało i plamki miłości.
Orlando. Nie myślę, żeby uleczyć mnie to mogło.
Rozalinda. Uleczy cię niezawodnie i nazywaj mnie tylko Rozalindą, przychodź co dzień do mojej chatki i praw mi oświadczenia miłosne.
Orlando. Jeśli tylko o to chodzi, na moją miłość, przystaję. Gdzie twoja chatka?
Rozalinda. Chodź ze mną, a pokażę ci: po drodze powiesz mi, w której stronie lasu twoje mieszkanie. Czy chcesz pójść ze mną?
Orlando. Z całego serca, dobry młodzieńcze.
Rozalinda. Przedewszystkiem nazywaj mnię Rozalindą. Dalej, siostro, w drogę z nami. (Wychodzą).
Probiercz. Tylko prędzej, Oderko! zgonię twoje kozy, Oderko; czy zawsze jestem twoim mężulkiem, Oderko? Czy podobają ci się zawsze moje proste rysy?
Odrej. Twoje rysy? Chryste Panie! jakie rysy?
Probiercz. Jestem tu z tobą i między twojemi kózkami, jak niegdyś najfantastyczniejszy poeta Owidyusz między kozakami.
Jakób (na str.). Nauka w takiej czuprynie, to gorzej, niż Jowisz pod słomianą strzechą.
Probiercz. Kiedy słuchacz naszych wierszy nie rozumie, a rozum, to bystre dziecko, naszego nie podtrzymuje dowcipu, to nas bardziej z nóg zbija, niż wielki rachunek na małym świstku. Pragnąłbym, wyznaję, aby cię bogowie stworzyli byli poetyczną.
Odrej. Poetyczną? Co się to znaczy? czy to co uczciwego w uczynku i słowie? czy to co prawdziwego?
Probiercz. Prawdziwego? ani okruszyny; bo najprawdziwsza poezya, to największe kłamstwo; a że kochankowie