Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   25   —

O mil dwadzieścia od naszej stolicy,
Umrzesz.
Rozalinda.  Przynajmniej pozwól mi, o, książę,
Niech z sobą wiedzę winy mej zabiorę;
Jeśli znam dobrze duszy mej skrytości,
Znam wszystkie życzeń moich tajemnice,
Jeśli nie marzę, jeśli nie szaleję,
(A czuję, żem jest zmysłów moich panią),
To nigdy, stryju, nigdy nawet myślą
Nie obraziłam twego majestatu.
Ks. Fryd.  To wszystkich zdrajców zwykłe oświadczenie;
Gdyby niewinność na słów rosła gruncie,
Wszyscy niewinni, jak niewinność sama.
Tobie dość wiedzieć: nie ufam ci więcej.
Rozalinda.  Twoja nieufność zdrajcą mnie nie robi.
Na czem gruntujesz twoje podejrzenia?
Ks. Fryd.  Czy nie dość, żeś jest ojca twego córką?
Rozalinda.  Byłam nią, kiedy księstwo to posiadłeś,
Byłam nią, kiedyś z ziemi go tej wygnał.
Książę mój, zdrada nie spada dziedzictwem,
A gdyby nawet ojców była spadkiem,
Ojciec mój, książę, nigdy zdrajcą nie był.
Nie bądź więc, błagam, w sądzie twym surowy,
Nie bierz za zdradę mojego ubóstwa.
Celia.  Drogi mój książę, wysłuchaj mej prośby.
Ks. Fryd.  Dla ciebie tylko tu ją zatrzymałem,
Inaczej, z ojcem poszłaby się włóczyć.
Celia.  O jej tu pobyt nie prosiłam wtedy,
Sam ją przez litość zatrzymałeś przy mnie.
Naprzód, zbyt młoda, nie znałam jej ceny;
Dziś, znam ją dobrze. Jeśli jest zdrajczynią,
I ja nią jestem, bo sen nasz jest wspólny,
Wspólna zabawa, nauka i pokarm;
Ciągle, Junony podobne łabędziom,
Po strudze życia płyniem nierozdzielne.
Ks. Fryd.  W twojej prostocie nie znasz jej forteli:
Twarz jej łagodna, cierpliwa, milcząca
Do ludu mówi i litość w nim budzi.