Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/332

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   322   —

Książę.  Co za nowiny, Turyo, Proteuszu?
Czyli z was widział który Eglamoura?
Turyo.  Jam go nie widział.
Proteusz.  Ni ja.
Książę.  A mą córkę?
Proteusz.  Ani jej także.
Książę.  A więc ja wam powiem,
Że w towarzystwie Eglamoura zbiegła
Do tego chama, swego Walentyna.
Ojciec Laurenty spotkał ich, gdy w lesie,
Błądząc samotnie, odmawiał pacierze.
Poznał go, Sylwii tylko się domyśla,
Pod maską bowiem twarzy nie mógł widzieć.
Dzisiaj wieczorem miała się spowiadać
W celi Patryka, lecz jej tam nie było.
Wszystko to razem ucieczkę jej stwierdza.
Nie traćcie czasu na próżnych rozmowach,
Na koń co prędzej i czekajcie na mnie
Na mantuańskim gościńcu, przy wzgórzu;
Tamtędy zbiegli; tylko spiesznie za mną! (Wychodzi).
Turyo.  No, patrzcie, co za szalona dziewczyna!
Przed szczęściem, które goni ją, ucieka.
Pospieszę, raczej skarcić Eglamoura,
Niż dla miłości nierozważnej Sylwii (wychodzi).
Proteusz.  A ja znów raczej dla miłości Sylwii,
Niż przez nienawiść dla jej towarzysza (wychodzi).
Julia.  Ja raczej, żeby miłość tę skrzyżować,
Niż przez nienawiść dla zbiega miłości (wychodzi).


SCENA III.
Las na granicach Mantui.
(Wchodzą: Sylwia i Bandyci).

1 Band.  No, dalej! tylko cierpliwość ci radzę,
Musisz iść z nami do naszego wodza.
Sylwia.  Tysiąckroć większe od tego nieszczęścia
To mnie cierpliwie znosić nauczyły.