Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   319   —

I teraz tak jest, jak ja, opaloną.
Sylwia.  A jaki wzrost jej?
Julia.  Mojemu podobny;
Bo podczas zabaw na Zielone Świątki
Kobiety rolę dali mi koledzy,
I w pani Julii ubrali mnie suknie,
Które tak wszystkich zdaniem się nadały,
Jakby na miarę dla mnie były szyte;
Wiem też z pewnością, że jest mego wzrostu.
Niemało wtedy łez jej wycisnąłem,
Bo bardzo smutną odgrywałem rolę.
Była to, pani, rola Aryadny,
Opłakującej Tezeusza zdradę.
Grałem ją z takim szczerych łez potokiem,
Że biedna pani, do głębi wzruszona
Płakała gorzko, a niech trupem padnę,
Jeśli nie czułem wszystkich jej utrapień.
Sylwia.  Winna ci za to wdzięczność, piękny paziu.
Ach, biedna pani, smutna, opuszczona!
Słów twych słuchając, i ja muszę płakać.
Weź tę sakiewkę, daję ci ją, paziu,
Przez miłość dla twej słodkiej, dobrej pani,
Którą tak kochasz. Więc do zobaczenia (wychodzi).
Julia.  Jeśli ją kiedy poznasz, podziękuje.
Szlachetna, piękna i cnotliwa pani.
Sądzę, że marne są pana zaloty,
Gdy ją tak miłość pani mej rozczula.
To jest jej portret. Zobaczmy ją. Myślę,
Że w jej ubraniu, to moje oblicze
Byłoby równie jak portret ten piękne;
A jednak malarz trochę jej pochlebił,
Jeśli ja sobie zbytnie nie pochlebiam.
Włos bursztynowy u niej, mój jest złoty:
Jeśli w tem jego miłości różnica,
Nietrudno znaleźć barwy tej perukę.
Jak jej, tak moje niebieskie są oczy;
Lecz moje czoło wysokie, jej nizkie;
Cóż mógł w jej twarzy tak drogiego znaleźć