Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   312   —

Nie umarł jeszcze, mym jest narzeczonym.
Nie maszli wstydu twemi natręctwami
Tak ciężko krzywdzić twego przyjaciela?
Proteusz.  Słyszałem także, że Walentyn umarł.
Sylwia.  Bądźże więc pewny, że i ja umarłam,
Że miłość moja śpi w jego mogile.
Proteusz.  Pozwól mi, droga, abym ją odgrzebał.
Sylwia.  Idź raczej, z grobu wywołaj kochankę,
Albo z nią razem pogrzeb twoją miłość!
Julia  (na str). Nie słyszał tego.
Proteusz.  Jeśli twoje serce
Tak twarde, racz mi za miłość dać moją
Twój portret, w twojej wiszący komnacie;
Będę z nim mówił, wzdychał doń i płakał,
Bo gdy istotę twych doskonałości
Inny już posiadł, cieniem tylko jestem,
Miłość też twemu cieniowi poświęcę.
Julia  (na str.). Gdybyś miał ciało, pewnobyś je zdradził,
I w cień przemienił, jak mnie przemieniłeś.
Sylwia.  Wstyd mnie, prawdziwie twojem być bożyszczem;
Lecz gdy kłamliwej twej przystoi duszy
Ubóstwiać cienie, fałszywe czcić formy,
Więc po mój portret poślij jutro rano.
Teraz do domu wróć i śpij szczęśliwy.
Proteusz.  Jak biedny więzień, który o poranku
Na rusztowanie ma być prowadzony.

(Wychodzi Proteusz, Sylwia znika).

Julia.  Gospodarzu, czy chcesz wrócić do domu?
Gospod.  Na moje zbawienie, zasnąłem na dobre.
Julia.  Powiedz mi, proszę, gdzie mieszka sir Proteusz?
Gospod.  Gdzie? W mojej gospodzie. Na uczciwość, zda mi się, że już świta.

Julia.  Jeszcze nie, ale nigdym nie przepędził
Nie śpiąc tak przykrej i tak długiej nocy. (Wychodzą).