Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dozwolonemu twemu podstępowi.
Co noc z kapelą przychodzi pod okna,
I śpiewa pieśni, jakich nie jest godna;
Próżno go chcemy odgonić słowami,
Stoi upornie, jakby tam chodziło
O życie jego.
Helena.  Więc dobrze, tej nocy
Plan wykonamy, a tak młody hrabia
Czyn spełni prawy w występnym pośpiechu,
Ja prawe dzieło z myślą równie prawą,
I nikt nie zgrzeszy przy pozorach grzechu.
Czas nagli, idźmy zająć się tą sprawą. (Wychodzą).




AKT CZWARTY.
SCENA I.
Pole za florenckimi namiotami.
(Pierwszy Pan na zasadzce z pięcioma lub sześcioma Żołnierzami).

1 Pan.  Nie może inną udać się drogą, musi koniecznie okrążyć róg tego płotu. Skoro wpadniemy na niego, wrzeszczcie najstraszniejsze słowa, a choć nie będziecie sensu ich rozumieć, nie zważajcie na to wcale, bo trzeba nam uchodzić za ludzi nierozumiejących jego mowy. z wyjątkiem jednego, który będzie nam służył za tłómacza.
1 Żołn.  Pozwól, kapitanie, żebym ja był tym tłómaczem.
1 Pan.  Czy nie spotkałeś się z nim kiedy? Czy nie zna twojego głosu?
1 Żołn.  Nie, kapitanie, zaręczam.
1 Pan.  Ale jakimże językiem będziesz do nas szwargotał?
1 Żołn.  Będę waszą mowę naśladował, kapitanie.
1 Pan.  Trzeba, żeby nas wziął za oddział cudzoziemców w nieprzyjacielskiej służbie. Liznął on cokolwiek wszystkich sąsiednich języków; niech więc z nas każdy mówi