Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bertram.  Jakto? Więc przypuszczacie, że nie dokona sprawy, której się podjął tak uroczyście?
1 Pan.  Ani mu to w myśli nie postało. Wróci z jaką dziwną historyą i przy pomocy dwóch lub trzech kłamstw wierutnych będzie chciał cię otumanić. Ale przytarliśmy go już prawie do muru; tej nocy upadek jego zobaczysz, bo niewart względów twoich, panie.
2 Pan.  Ubawimy cię wprzódy polowaniem, nim lisa obedrzemy ze skóry. Już go poprzednio stary Lafeu wykurzył; teraz, gdy mu zedrzemy przebranie, sam przyznasz, że licha z niego stynka. Wszystko to, mój panie, tej jeszcze nocy zobaczysz.
1 Pan.  Idę teraz przygotować sidła; musimy go złapać.
Bertram.  Twój brat pójdzie ze mną.
1 Pan.  Jak ci się podoba, mój panie. A teraz, żegnam cię.

(Wychodzi).

Bertram.  Chodź, a pokażę ci dom i dziewczynę,
O której mowa.
2 Pan.  Mówisz, że uczciwa?
Bertram.  Taka jej wada. Tylkom raz z nią mówił,
A była zimna jak lód; więc posłałem
Przez tego gaszka, którego polujem,
List i prezenta, — wszystko odesłała, —
I tak rzecz stoi. Piękne to stworzenie;
Czy chcesz ją widzieć?
2 Pan.  Z całego chcę serca.

(Wychodzą).
SCENA VII.
Florencya. — Pokój w domu Wdowy.
(Wchodzą: Helena i Wdowa).

Helena.  Jeśli nie wierzysz jeszcze, że nią jestem,
Nie wiem, gdzie nowych szukać mam dowodów,
I grunt utracę, na którym buduję.
Wdowa.  Choć dzisiaj w biedę popadłam, to przecie
Ród mój wywodzę z uczciwego domu;