Strona:Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare T. 10.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Helena.  Gdzie?
Dyana.  Ten koczkodan w szarfy owinięty.
Czemu tak smutny?
Helena.  Może w bitwie ranny.
Parolles.  Bęben nasz stracić! To mi piękna sprawa.
Maryana.  Nie wiem co, ale coś bardzo go dręczy.
Patrz, już nas dojrzał. (Parolles kłania się Wdowie).
Wdowa.  A bodajeś wisiał!
Maryana.  Z twoim ukłonem danym rajfurowi.

(Wychodzą: Bertram, Parolles, Oficerowie i Żołnierze).

Wdowa.  Wszystko skończone. Pójdź ze mną, pątnico,
Ja do gospody twej cię poprowadzę.
Czterech lub pięciu jest u mme pielgrzymów,
Wszyscy chcą widzieć świętego Jakóba.
Helena.  Przyjmuję chętnie. Jeśli ta matrona
Z tą piękną dziewką raczą dzisiaj z nami
Wieczerzać wspólnie, ja z podziękowaniem
Zapłacę koszta, a jeszcze w dodatku
Kilka dam przestróg tej młodej dziewicy,
Które się później przydać na co mogą.
Obie.  Twoją ofiarę wdzięcznie przyjmujemy. (Wychodzą).

SCENA VI.
Obóz pod Florencyą.
(Wchodzi Bertram i dwóch Panów francuskich).

1 Pan.  Tak jest, mój panie, staw go na próbę, daj mu zupełną wolność działania.
2 Pan.  A jeśli się nie przekonasz, że tchórzem podszyty, gardź mną.
Bertram.  Niech wam się nie zdaje, że się w moim o nim sądzie do tego stopnia pomyliłem.
1 Pan.  Wierzaj mi, panie, mówię, co wiem z osobistego doświadczenia, bez żadnej złośliwości, jakbym mówił o własnym moim krewnym: to tchórz wierutny, łgarz pierwszej klasy, co godzina słowo łamiący, bez jednej cnoty, któraby na twoje względy zasługiwała.
2 Pan.  Czas już, żebyś się na nim poznał, bo lękam się, abyś